środa, 31 grudnia 2008

Coś się kończy, a coś się zaczyna...




          To chyba pierwszy samotny Sylwester w moim życiu. Dziewczynki pojechały do dziadków, bo przecież na jeziorem fajerwerki mają podwójny efekt, małżowinka moja kochana ma służbę przez 24 godziny, na zewnątrz -13 stopni... Jak ja się cieszę, że 2 miesiące temu znaleźliśmy Sonię. Porzucona siedmiotygodniowa suczka, która trzęsła się niemiłosiernie jest od tamtej chwili naszą największą radością, a dziś zwłaszcza moją ;-). Została z nami i nie oddamy jej nikomu!

           Leży spokojnie, fajerwerki w ogóle na nią nie działają, nie ma nawet pojęcia, że właśnie minął stary rok i nadszedł nowy 2009 -  pełen radości, nowości, nadziei, planów... Choć dla naszej Soni to bez znaczenia, bo i tak szczęściara dostaje zawsze tyle samo miłości i piesz (czyt. OGROM). A ja, wiedząc od dawna, że będę sama, zaplanowałam duuużo różnych zajęć. Najbardziej się jednak cieszę ze skończonego obrazu - Dziewczynka na plaży. Ostatni krzyżyk postawiłam 0 21. 43. Teraz tylko ramka i gotowe. Ale to zostawię na później. Ściskam Was serdecznie w tym Nowym Roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz