sobota, 24 stycznia 2009

Sen to saaaamo zdrowie...


      Dziewczyny, wybaczcie, ale nie mogłam się powstrzymać ;-)))

      Muszę sobie poprawić nastrój, bo zdjęcia, które przygotowałam zniknęły. Przewróciłam komputer z prawej strony na lewą i z powrotem...i nic! Godzina szukania, zmarnowana, wycięta z życiorysu i nic nie znalazłam. Ale trudno. Muszę zrobić nowe. Jutro, bo dziś zamykam zaraz komputer i zapominam, że istnieje. Do jutra... A teraz idę sobie zrobić gorącą czekoladę, taką słodką i gęstą. Zapraszam Was wszystkie. Miejsca nie zabraknie.  Wiecie, tak sobie pomyślałam, jakie by to było niesamowite spotkanie - wszystkie "blogowiczki" w jednym miejscu. Hmmmm...

środa, 14 stycznia 2009

Wyróżnienie.


      Dostałam piękny prezent od aagaa. Takie małe, a tak niesamowicie cieszy. Bardzo Ci dziękuję, ściskam i całuję.

I tak, zasady przyznawania wyróżnienia:


1. Na swoim blogu umieszczamy logo Kreativ Blogger, oraz informujemy, kto przyznał wyróżnienie.
2. Nominujemy 7 blogów lub więcej do nagrody i podajemy link każdego z tych blogów.
3. Informujemy wyróżnionego o nominacji.

No i najważniejsza sprawa... Dziewczyny wybaczcie mi. Ja nie mogę nominować 7-miu blogów, bo te wszystkie blogi, które czytam i podziwiam są już obdarowane tym pięknym wyróżnieniem. Wszystkie Wasze blogi czytam wnikliwie, podziwiam, czasem głośno, czasem po cichutku. Jesteście niesamowite. Wszystkie jesteście częścią moich pasji, mojej codzienności (jakże pięknej i inspirującej). Dzięki Wam każdy mój dzień zaczyna i kończy się uśmiechem. Kiedy zaczynałam "blogowac" nie spodziewałam się, jak wiele radości da mi obserwowanie Was, tych Waszych zdolności, pomysłów, Waszych marzeń. Bardzo Wam za to dziękuję. I za każdy dzień z Wami.



wtorek, 13 stycznia 2009

Smutna Matka...




 

        Poszłam wczoraj na targowisko, bo Pan, u którego najczęściej coś kupuję powiedział mi ostatnio, że ma coś nowego. Zmarzłam okrutnie, bo chodziłam i oglądałam co inni mają ciekawego i juz myślałam, że pana Roberta nie ma, a on skubany przeniósł stoisko w inne miejsce. Przywitałam się i zaczęłam sobie oglądać towar. Nagle zobaczyłam Ją. Stała sobie taka sama, z boku, brudna i smutna... Na dodatek strasznie poobijana. Uklękłam, żeby się jej bliżej przyjrzeć, ale już wiedziałam, że nie muszę przyglądać się tak bardzo, żeby dostrzec, jaka Ona piękna...  Pytam Pana Roberta po ile ta Matka Boska, a on mówi 10 zł i cena do negocjacji. Ja mu na to, że nie będzie negocjacji. Zabieram Ją do domu. U mnie będzie jej lepiej, niż na mrozie, wśród złomu i hałasu. Zapłaciłam 10 zł. Szczęśliwa i dużo spokojniejsza szperałam sobie dalej. Znalazłam jeszcze drewniany, rzeźbiony świecznik za grosze i lapkę sygnalizacyjną PKP, która dla mnie będzie pięknym lampionem ( za 8 zł). 

Kolejne zdobycze...

Pojemnik po czekoladkach z pozytywką - "Cicha noc". Małe a cieszy. Kolęda z pozytywki ma tak miły dźwięk, że można słuchać w kółko. Dzieci nakręcają i słuchają. Tylko pies patrzy tak jakoś dziwnie i łeb przechyla, stwierdziłam, że albo drażni go melodia, albo się mu już znudziła ;-)









        Pierwsza rzecz, jaką nabyłam (za 5 zł) to komplet dzbanuszków i filiżanek na sznurku. Są troszkę poturbowane, ale mnie oczarowały w jednej sekundzie i nawet się nie targowałam z tym sympatycznym Panem. Na razie wiszą sobie gdziekolwiek, później znajdzie się dla nich nowe miejsce.

       Potem wyszperałam misę na owoce. Ciężka jak diabli, ale spodobała mi się i wzięłam. Zrobiłam to szybko i podstępnie, bo się juz dwie osoby czaiły ;-))    Jak tak pakowałam misę to zobaczyłam w ostatniej chwili osłonkę na donicę wiszącą i stwierdziłam, że też musi być moja...

niedziela, 11 stycznia 2009

Szperaczka

    Zaraz się ubieram (bardzo grubo i "na cebulkę") i pędzę poszperać na targ staroci. Czekałam na ten dzień 2 miesiące, bo ostatni targ staroci przegapiłam, a później chodziłam zła na siebie, za tą sklerozę postępującą z dnia na dzień ;-) Jak tylko coś upoluję to Wam pokażę. Ale coś mi sie zdaje, że po świętach stać mnie będzie tylko na drobne zdobycze ;-(

sobota, 10 stycznia 2009

Praca, praca, praca...


      Zmieniłam pracę. Tak mnie pochłonęły nowe obowiązki, że wszystko inne musiałam odsunąć na dalszy plan. Popijam gorącą czekoladę i myślę sobie, że nic na to nie poradzę, bo doba ma tylko 24 godziny. I lepiej niech tak zostanie...

wtorek, 6 stycznia 2009

Wielozadaniowy pojemnik na czosnek ;-)


       Wyszperany na targu staroci za 2 zł pojemnik na czosnek to moje ulubione naczynie. Służyło mi już na wiele sposobów,  z pokrywką lub bez. Można w nim przechowywać najróżniejsze i najdziwniejsze przedmioty. Czasem używam go jako osłonkę na doniczkę, a kiedy indziej jako lampion, bo dziurki rzucają wtedy piękny cień i kształt. Jeśli kiedykolwiek zobaczę taki albo podobny - biorę! 

Seria Tulipanowa



        Najpierw powstała ramka dla babci i dziadka, a dopiero później zlitowałam się nad moją siostrą i córcią Olą. Trzy pokolenia w jednej oprawie. Uwielbiam zdjęcie dziadków i mojej siostry. Te stare zdjęcia ślubne są przepiękne. Takie proste, a zawierają w sobie tyle uroku, tajemnicy i miłości... 

Mój Królewicz.


Czy ja znajdę kiedyś czas, żeby go odnowić? Kupiony za 80 zł od jakiegoś dziadka. Zakochałam się w wysuwanych blatach tuż pod blatem głównym. Już się nie mogę doczekać, kiedy stanie w mojej kuchni, ale raczej będzie trzeba poczekać z jego robotą do wiosny.  A może te mrozy odejdą i się uda szybciej... Trzymajcie kciuki!






Oj, ta legnicka zima, jak już przyjdzie to konkretnie wymaluje krajobraz. 

piątek, 2 stycznia 2009

Góralu...czy ci nie żal...




         Zaraz po rodzicach, to Ją pierwszą ujrzałam. Królowa Beskidu Wysokiego - Babia Góra. Mój prawdziwy dom, choć teraz bardzo daleko i od święta... Ale za to, jak cudnie zaciągnąć się tym powietrzem, które pachnie lasem, słońcem, czystą wodą, borówkami. Jak cudnie wbić oczy w "Królową" i przez godzinę myśleć o niczym. To lepsze od medytacji. Myślenie o niczym to specjalność Zawojan i moja, jak tylko tam jestem. Cały świat staje w miejscu. Tak nagle. Nikt,nigdzie się nie spieszy, bo i po co... Na wszystko jest czas. 

          Całe szczęście moje, że pokochałam mój nowy dom. Mam las, borówki (tutaj jagody), dużo słońca. Z powietrzem problem mały, no i świat nie chce stanąć w miejscu, nawet na moment. Marzę, żeby się tak nie spieszyć wszędzie i ciągle... Obawiam się tylko, że to marzenie nieprędko się spełni, jeśli w ogóle... Ale co tam... Grunt to mieć marzenia ;-)

Małe jest piękne...






     Są maleńkie, ale słodkie. Kupiłam je dwa lata temu za jakieś grosze w sklepie ogrodniczym. Służą mi przez cały rok, są wszędzie, czasem w zadziwiających miejscach, czasem osobno, czasem całym "stadkiem". Najcześciej pilnują mojego ulubionego obrazu, który wyhaftowałam 5 lat temu - "Lilie na wodzie". Kiedy za oknem szaro i buro (choć w najcieplejszym mieście Polski trudno o pochmurny dzień) wystarczy, że popatrzę na ich buźki i minki (każdy ma inną) i od razu robi się jakoś cieplutko i słonecznie w duszy. Moi mali przyjaciele.

Nietłukące się bombki...



Część kolekcji moich bombek. Reszta rozeszła się "na pniu", dosłownie spod igły. A tak pięknie się prezentowały na choince. W zeszłym roku były ozdobą girlandy. No cóż... cieszę się, że chociaż te mi zostały na ten rok. Na kolejne święta trzeba będzie po prostu zrobić więcej i już  ;-)

Jest taki ktoś...


      Czasem przychodzi taka chwila, kiedy myślę o kimś absolutnie niesamowitym, o kimś szczególnym w życiu każdego z nas. Wtedy zapalam świeczkę w tym małym glinianym kaganku z Jego imieniem i uśmiecham się w niebo ... do Niego. I od razu mi lepiej, bo wiem, że i On uśmiecha się do mnie, w ten charakterystyczny sposób, jak góral do górala, jak ojciec do córki...